O jakości wina z Zielonej Góry i okolic

Dobrych kilka stuleci trwała, ugruntowana wieloma nieudokumentowanymi opiniami, fama o kwaśnym i kiepskim winie z regionu zielonogórskiego. I także o innych winach, nazywanych potocznie „śląskimi”. A przecież, ze znanych nam danych, wiemy, że zbiorów poniżej przeciętnej na przestrzeni tych lat było tylko około 30%. Tak jak nie jest możliwe produkowanie w danym regionie wyłącznie dobrych win, tak niemożliwe jest produkowanie samych złych. To, że taka opinia była bezkrytycznie powielana przez szereg autorów, udowadnia w „Enographii Thalloris” Mirosław Kuleba. Według niego, fraza – Wino produkuje Śląsk, oprócz Zielonej Góry, w Krośnie i Bytomiu, jednak jest ono złej jakości, niekoniecznie zdrowe – w różnych konfiguracjach, pojawia się w wielu opracowaniach już od początku XVIII wieku. Jak w takim razie wytłumaczyć popyt na tutejsze wina, czy świeże winogrona jeszcze w połowie XIX wieku, mimo tylu nieprzychylnych komentarzy czy publikacji?

A może tutejsi winiarze już w tamtych czasach wiedzieli, że rozgłos, w dodatku oparty na negatywnych informacjach, jest lepszy niż żaden? Że – jak twierdził Phineas Barnum – nieważne, co o mnie mówią, ważne, żeby poprawnie pisali nazwisko? Pewnie mieli gości, którzy sami się przyznawali, że przyjechali sprawdzić, czy te złe opinie są prawdziwe. A może, choć podświadomie, się z tym zgadzali? Przecież, pisząc petycje o obniżenie podatków, powoływali się na złą jakość wina. Jedno jest pewne, niepochlebnych opinii było więcej, niż pozytywnych relacji z degustacji lokalnych win. Ba, tutejsze wino było negatywnym bohaterem fars teatralnych czy wierszy satyrycznych. I choć ich autorzy próbowali później w Grünbergu kolejne roczniki, i nawet, wyrazili się o nich pochlebnie na piśmie, bardziej znane i popularne były ich satyry. Niestety, tak silne są skutki negatywnego public relations.

Wnętrze miazgownicy z XIX wieku, MZL w Zielonej Górze. Archiwum Fundacji GMV

Przełomowym okresem dla podniesienia jakości zielonogórskiego wina była trzecia dekada XIX wieku, kiedy to na dużą skalę zaczęto selekcjonować winne grona i zaprzestano wytwarzać wyłącznie tzw. bleicherta, który powstawał z moszczu zmieszanych odmian białych i czerwonych. Jego kolor był blado-czerwony, stąd słowo – bleich – „blady” w nazwie. Prekursorem tej metody był kupiec Eichmann, który pierwszy ją upublicznił w 1825 roku i znalazł wielu naśladowców. Dodatkowo Eichmann zastosował odszypułkowanie i użył miazgownicy przed tłoczeniem. Podobno przed nim, selekcjonowanie gron praktykowali już Försterowie pod koniec XVIII wieku. Kolejnym bodźcem motywującym winiarzy do segregacji odmian były ogłoszenia spółki Häusler-Förster-Grempler, która od początku istnienia na swoje potrzeby skupowała wyłącznie sortowane osobno odmiany białe: gelbschönedel (chrupka złota), traminer i sylvaner oraz osobno: blauschönedel i böhmischen (pinot noir).

Wina jednorodne były oczywiście droższe, co na przykład widać w ogłoszeniu wcześniej wymienionej spółki z 2 stycznia 1828 roku. Białe wina z roku 1827 wyprodukowane z gron zebranych z winnic miejskich kosztowały zależnie od jakości 18 do 35 talarów za okseft[1], czerwone od 22 do 40 talarów, a bleicherty 18-28 talarów. Natomiast bleicherty z okolicznych wsi kosztowały odpowiednio 16-20 talarów. Na przełomie XVIII i XIX wieku, w trosce o poprawę jakości wytwarzanych win, zaczęto praktykować także kilkukrotny zbiór poszczególnych odmian w trakcie osiągania przez nie pełnej dojrzałości, rozróżnianie w czasie tłoczenia tzw. pierwszego i drugiego moszczu, zbiór gron bez śladów wilgoci i tylko narzędziami typu nożyce czy koser. Kontrolowano przebieg fermentacji i dbano o czystość naczyń do produkcji i przechowywania wina.

Ogłoszenie prasowe wytwórni Grempler & Co. o rozpoczęciu skupu winogron. Zbiory WiMBP im. C. Norwida w Zielonej Górze

Lata 30. XIX wieku w Zielonej Górze, to początek zmian modelu handlu winem i pierwsze problemy z jego zbytem. Do tej pory duża część lokalnej produkcji trafiała bezpośrednio od winiarzy do konsumentów i kupców. Od momentu pojawienia się dużych firm handlujących winem, zainteresowani jego kupnem hurtownicy z innych miast przestali przyjeżdżać. Dodatkowo, kryzys w sukiennictwie spowodował migrację pracowników tej branży i liczba potencjalnych klientów miejskich wyszynków wyraźnie spadła. I nie dość, że było ich mniej, zaczęli oni preferować piwo i tanią wódkę. W trosce o wyższą jakość tutejszego winiarstwa powstały w mieście organizacje wspierające uprawę winorośli i drzew owocowych oraz czeladnicza szkoła zawodowa. Niestety, zła sława grünbergera trafiła na deski teatru. Była motywem przewodnim krótkiej farsy scenicznej Karla von Holtei’a pt. „33 minuty w Zielonej Górze, czyli w połowie drogi” wystawionej po raz pierwszy w Gorzanowie w 1834 roku.

Karl Eduard von Holtei (1798-1880), litografia Josepha Kriehubera z 1856 roku

Tytuł tej śpiewogry nawiązuje do faktycznego położenia Zielonej Góry między Berlinem a Wrocławiem. Miasta, w którym zatrzymywało się na nocleg wiele osób, podróżujących tą trasą. Sam król Fryderyk Wielki nocował w Zielonej Górze kilkadziesiąt razy. Akcja toczy się w zielonogórskim zajeździe, gdzie główni bohaterowie – niepozorny z wyglądu rzemieślnik Jeremiasz Klagensaft i postawnej budowy wdowa Rosaura Klagensaft – szukają noclegu. Jeremiasz, z zawodu blacharz, zmierzał do Berlina z Wrocławia w sprawach spadkowych, gdyż tam zmarł jego brat Ulrich, prowadzący dochodowy zakład blacharski. Zaś z Berlina do Wrocławia podróżowała Rosaura, aby poznać brata zmarłego męża. Po zapoznaniu, para wspólny wieczór postanawia spędzić przy winie i w tym momencie Rosaura okazuje się wielką znawczynią lokalnych trunków. Wymienia zdumionemu szwagrowi nazwy kilku win i ich własności, które wprowadzają go w osłupienie. Oto one:

Wino Czterech Mężczyzn (Vier-Männer-Wein) to takie, którego nikt sam nie jest w stanie wypić, chyba że trzy osoby go trzymają, a czwarta wlewa mu wino do gardła.

Wino Obrotowe (Wende-Wein), zwane także Winem Wartownika (WächterWein) to właściwie to samo. Kiedy już je spożyłeś, musisz zatrudnić wartownika, żeby cię budził co pół godziny w nocy, abyś zmienił bok, inaczej wypali ci dziury w żołądku.

Wino Pończoszane (Strumpf-Wein) jest tak mocne, że przy umiarkowanym spożyciu ściąga dziury w pończochach.

Wino Szkolne (Schul-Wein) trzymane jest przed dziećmi, które nie chcą chodzić do szkoły. Wystarczy im je pokazać, aby tam poszły.

Jeremiasz (Sławomir Kaczmarek) i Rosaura (Beata Małecka) w scenie degustacji zielonogórskiego wina, podczas promocji filmu "33 minut w Zielonej Górze..." w WiMBP im. C. Norwida. Fot. P. Karwowski

Pierwsze podane lokalne wino jest oczywiście za kwaśne i ostatecznie zamawiają – mocno zdziwieni – zielonogórską specjalność – wino musujące. Jak się po czasie okaże, posiada ono niezwykłe właściwości. Zmienia krewką wdowę w potulną osóbkę, a zakompleksionemu blacharzowi dodaje odwagi. Tak skutecznie, że para wkrótce snuje plany matrymonialne.

Niezasłużona krytyka dotknęła winiarzy zielonogórskich, którzy w kolejnych latach wysyłali swoje wina do porównań. W 1837 roku dostarczyli 8 próbek Stowarzyszeniu Ogrodniczemu w Berlinie, a trzy lata później kolejne próbki pojechały do Hamburga. Oczywiście, nie wszystkie wina wypadły bardzo dobrze, ale wiele z nich uzyskało pochlebne opinie. Aby zdobyć rynek, spółka Grempler & Co. nadała swoim winom nazwy francuskie. Wino musiało być dobre, skoro zdobywało medale. Dużym osiągnięciem okazał się brązowy medal dla zielonogórskiego sekta, jedynego niemieckiego wina musującego, jakie wyróżniono na Wystawie Światowej w Paryżu w 1855 roku. Kolejne medale przyniosły wystawy światowe w Londynie w 1862 roku i w Wiedniu w roku 1873.

Awers i rewers medalu paryskiej wystawy światowej w Paryżu w 1855 roku. Archiwum Fundacji GMV

Karl von Holtei miał okazję zwiedzić tę wytwórnię i opublikował swoją opinię we wspomnieniach wydanych we Wrocławiu w 1864 roku – „Noch ein Jahr in Schlesien”. Fragment dotyczący Zielonej Góry, niemal dokładnie cztery lat po śmierci poety, 3 lutego 1884 roku opublikowała „Niederschlesisches Tageblatt”. Przypomniała go w „Winiarzu Zielonogórskim” nr 55 pani Halina Bohuta-Stąpel, tłumaczka i autorka scenariusza sfilmowanej w 2015 roku śpiewogry „33 minuty w Zielonej Górze…”:

Poeta, który dnia 4 czerwca 1863 roku, odbywając jedną ze swych wielu podróży literackich, zawitał do Zielonej Góry jadąc z Żar przez Nowogród Bobrzański, tak opisał położenie tego miasta w swojej książce „Jeszcze jeden rok na Śląsku”: „Podczas moich częstych podróży na trasie Wrocław-Berlin zawsze oglądałem Zielona Górę z perspektywy drogi krajowej. Dzisiaj natomiast podjechałem tam z innej strony i zostałem wręcz oczarowany malowniczym położeniem tego miasta, a także dane było mi zakosztować miejscowego specjału, jakże słusznie wzmiankowanego w zapiskach kronikarskich”.

W tym dniu, zwiedziwszy wytwórnię szampanów Förstera, Holtei zaskoczony był rozmachem z jakim prowadzono przedsiębiorstwo i napisał o tym tak: „Jakże niestosownie, po obejrzeniu tych piwnic, pobrzmiewają w moich uszach odgłosy krytyki, szyderczo opiniujące jakość „zielonogórskiego kwasiora”. Ach, niejeden z tych szyderców głęboko zastanowiłby się, czy wypada dworować z jakości wina pochodzącego z tych piwnic, gdyby dane mu było zakosztować jego smaku! Ileż tysięcy butelek szampańskiego trunku, tak wyszydzanego przez naszych krajan, wytwarza się tutaj! Ja sam uległem tym obiegowym opiniom, pisząc moją farsę „33 minuty”, ale mam na swoje usprawiedliwienie przynajmniej to, że przepowiedziałem w niej świetlaną przyszłość zielonogórskiemu szampanowi, dzięki któremu doszło do połączenia węzłem małżeńskim ubogiego Jeremiasza z zamożną damą – Rosaurą. Gdyby zielonogórskie wino było złej jakości, to niemożliwą byłaby jego wysyłka do odległych regionów [...]. Ja sam miałem okazję spróbować tamtejszych win z najlepszych roczników i stwierdzam, że są one nie do pogardzenia. To, że na Węgrzech, we Francji, Hiszpanii itp. uzyskuje się słodszy moszcz, jest zupełnie zrozumiałe. Ale wysoce niesprawiedliwym jest niedocenianie trudu i rzetelnej pracy winiarzy śląskich. Tym bardziej niesprawiedliwe, że produkt wytwarzany przez nich wysyłany jest do odległych regionów i, po zaetykietowaniu, powraca na rynek lokalny jako towar importowany. Jakże wiele gron użytych do produkcji tzw. „burgundów”, które pijemy w Berlinie, dojrzewało „na stokach Zielonej Góry”.

Fragment wspomnień Karla von Holte'a opublikowany w „Niederschlesisches Tageblatt” z 3 lutego 1884 roku. Źródło: https://zbc.uz.zgora.pl

Nie tylko Karl von Holtei zaczął się pozytywnie wypowiadać o zielonogórskim winie. Zacytujmy fragmenty „Enographii Thalloris” Mirosława Kuleby: W wielkim leksykonie Josepha Meyera z 1851 hasło „Wina śląskie” ma następującą treść: „Wina wytwarzane na Śląsku. Dawniej miały bardzo złą opinię, jednak dzięki pielęgnacji stały się dzisiaj lepsze. Największe znaczenie ma winiarstwo koło Zielonej Góry, Zaboru i Bytomia Odrzańskiego. W powiecie zielonogórskim tłoczy się rocznie średnio 35.000 wiader, z czego około jedna trzecia to wino czerwone. Idzie ono do Prus, Brandenburgii i Saksonii, gdzie zwykle zmienia nazwę na francuską. Czy: Zwieńczeniem tego procesu była pełna rehabilitacja grünbergera w najważniejszej ówczesnej encyklopedii, „Brockhaus’ Conversations-Lexikon”: „Zielona Góra znana jest dzięki swojemu winu, które wcześniej okrzyknięto kwaśnym, w nowych czasach jednak dzięki szlachetnieniu uprawy i właściwemu traktowaniu bardzo znacząco się poprawiło. Szczególnie mocno rozwinął się handel zielonogórskim szampanem, głównie z Rosją”.

Innym potwierdzeniem wysokiej jakości plonów z zielonogórskich winnic była wysyłkowa sprzedaż świeżych winogron – hit drugiej połowy XIX wieku – zapoczątkowana przez Eduarda Seidela, jednego z największych producentów wina i kupców winnych w historii Zielonej Góry. On i jego naśladowcy potrafili w latach 1857-1878 sprzedawać wysyłkowo średnio 140 ton rocznie winogron deserowych, a jeszcze pod koniec XIX wieku było to około 25 ton rocznie.


Przemysław Karwowski



Bibliografia

Kuleba M., Enographia Thalloris, Zielona Góra: Fundacja GMV, 2013.

Bohuta-Stąpel H. „Prawda o winach von Holtei’a”. Winiarz Zielonogórski nr 55 z listopada 2014.


[1] 1 okseft pruski równy był 206 litrów